piątek, 5 czerwca 2015

CinderElla

          Każdy wie, o czym opowiada historia Kopciuszka. Czytaliśmy tą opowieść, oglądaliśmy bajki i filmy. W końcu Cinderella zalicza się do grona tych postaci Dineya, które znają wszyscy. Dlaczego więc nie odświeżyć tej historii i zrobić z niej prawdziwy, disneyowski, magiczny film? W końcu wytwórnia ta jest na etapie realizacji filmowych wersji swoich bajek. Była Królewna Śnieżka, Czarownica, czeka nas Piękna i Bestia, a na początku roku mogliśmy oglądać właśnie Kopciuszka.

      Czy warto kręcić po raz kolejny tą samą opowieść? Niech każdy odpowie sobie sam na to pytanie. Ja myślę, że warto, ale tylko wtedy, kiedy spełnione są pewne warunki. Jakie i czy owe warunki zostały spełnione w przypadku tego filmu? - zaraz się dowiemy.

       Historia Kopciuszka zaczyna się szczęśliwie. Ma kochających rodziców, wspaniałe dzieciństwo,
ale do czasu, kiedy to jej dom spotyka nieszczęście. Odchodzi mama, po kilkunastu latach ojciec ponownie się żeni i również po pewnym czasie umiera w podróży. Wtedy też zaczynają się ciężki dni dla Elli, gdyż jej macocha, jak i przyrodnie siostry, zaczynają traktować ją z góry i spychają na pozycję zwykłej służki. Jednak w najbardziej nieoczekiwanym momencie szczęście znów uśmiecha się do Kopciuszka i pozwala jej na odnalezienie miłości.

       I już w samej historii pojawia się pewien problem. A mianowicie jest typowa, schematyczna i nie ma w niej nic nowego, żadnego powiewu świeżości. Oczywiście historia ta jest opowieścią o Kopciuszku, więc jaka inna mogłaby być? Myślę, że jakakolwiek, byle nie to, co już znamy i przerabialiśmy tyle razy. Film jest płynny, fabuła kręci się do przodu, ale w żadnej chwili nie nabiera tempa, jest strasznie rozwlekła, ponieważ nie ma żadnego konkretnego punktu zaczepienia. Jest w niej wszystko co powinno być, ale na żadnym wątku nie ma oczekiwanego przeze mnie skupienia. Najpierw jest ukazane dzieciństwo Elli, potem jej życie z macochą, spotkanie księcia, bal i szczęśliwe zakończenie. Nawet wątek miłosny nie został poprowadzony  nad wyraz romantycznie.

       Nie odbiera to jednak uroku temu filmu, który jest magiczny, głównie przez to, że słowo 'magia' przewija się nam przez cały czas, aż w końcu zaczynamy wierzyć, że czary naprawdę istnieją.

     Inną irytującą kwestią są bohaterowie. Lily James grająca Elle nie przypadła mi do gustu, głównie za sprawą swojej 'dobroci'. Miałam wrażenie, że w tym filmie dawanie się wykorzystywać jest równe byciu dobrym. A przecież tak nie jest. 

Inne postacie, które miały potencjał na ciekawy rozwój zostały zaprzepaszczone. Wielki Książę grany przez Stellana Skarsgårda miał swoje niecne plany, które po prostu były, a mogły się ciekawie rozwinąć, Helena Bonham Carter machała tylko różdżką, a Cate Blanchett była tak dobra, że ukradła chyba cały film.

 

Mimo kilku wad, film ogląda się całkiem dobrze. Jest zrobiony po hollywoodzku, nowocześnie, więc jeśli nie widzieliście jeszcze żadnej historii Kopciuszka, a bajkę z 1950 roku określacie jako starą i boicie się, że przez nią nie przebrniecie, to obejrzyjcie film, który mam nadzieję będzie bardziej przystępny.

źródła: fdb.pl, narcyza-i-lucjusz-learn-to-love-again.blogspot.com/



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz