Każdy
wie, o czym opowiada historia Kopciuszka. Czytaliśmy tą opowieść,
oglądaliśmy bajki i filmy. W końcu Cinderella zalicza się do
grona tych postaci Dineya, które znają wszyscy. Dlaczego więc nie
odświeżyć tej historii i zrobić z niej prawdziwy, disneyowski,
magiczny film? W końcu wytwórnia ta jest na etapie realizacji
filmowych wersji swoich bajek. Była Królewna Śnieżka, Czarownica,
czeka nas Piękna i Bestia, a na początku roku mogliśmy oglądać
właśnie Kopciuszka.
Czy
warto kręcić po raz kolejny tą samą opowieść? Niech każdy
odpowie sobie sam na to pytanie. Ja myślę, że warto, ale tylko
wtedy, kiedy spełnione są pewne warunki. Jakie i czy owe warunki
zostały spełnione w przypadku tego filmu? - zaraz się dowiemy.
Historia
Kopciuszka zaczyna się szczęśliwie. Ma kochających rodziców, wspaniałe dzieciństwo,
ale do czasu, kiedy to jej dom spotyka
nieszczęście. Odchodzi mama, po kilkunastu latach ojciec ponownie
się żeni i również po pewnym czasie umiera w podróży. Wtedy też
zaczynają się ciężki dni dla Elli, gdyż jej macocha, jak i
przyrodnie siostry, zaczynają traktować ją z góry i spychają na
pozycję zwykłej służki. Jednak w najbardziej nieoczekiwanym
momencie szczęście znów uśmiecha się do Kopciuszka i pozwala jej
na odnalezienie miłości.
I
już w samej historii pojawia się pewien problem. A mianowicie jest
typowa, schematyczna i nie ma w niej nic nowego, żadnego powiewu
świeżości. Oczywiście historia ta jest opowieścią o Kopciuszku,
więc jaka inna mogłaby być? Myślę, że jakakolwiek, byle nie to,
co już znamy i przerabialiśmy tyle razy. Film jest płynny, fabuła
kręci się do przodu, ale w żadnej chwili nie nabiera tempa, jest
strasznie rozwlekła, ponieważ nie ma żadnego konkretnego punktu
zaczepienia. Jest w niej wszystko co powinno być, ale na żadnym
wątku nie ma oczekiwanego przeze mnie skupienia. Najpierw jest
ukazane dzieciństwo Elli, potem jej życie z macochą, spotkanie
księcia, bal i szczęśliwe zakończenie. Nawet wątek miłosny nie
został poprowadzony nad wyraz romantycznie.
Nie
odbiera to jednak uroku temu filmu, który jest magiczny, głównie
przez to, że słowo 'magia' przewija się nam przez cały czas, aż
w końcu zaczynamy wierzyć, że czary naprawdę istnieją.
Inną
irytującą kwestią są bohaterowie. Lily James grająca Elle nie
przypadła mi do gustu, głównie za sprawą swojej 'dobroci'. Miałam
wrażenie, że w tym filmie dawanie się wykorzystywać jest równe
byciu dobrym. A przecież tak nie jest.
Inne
postacie, które miały potencjał na ciekawy rozwój zostały
zaprzepaszczone. Wielki Książę grany przez Stellana
Skarsgårda miał swoje niecne plany, które po prostu były, a mogły
się ciekawie rozwinąć, Helena Bonham Carter machała tylko
różdżką, a Cate Blanchett była
tak dobra, że ukradła chyba
cały
film.
Mimo
kilku wad, film ogląda się całkiem dobrze. Jest zrobiony po
hollywoodzku, nowocześnie, więc jeśli nie widzieliście jeszcze
żadnej historii Kopciuszka, a bajkę z 1950 roku określacie jako
starą i boicie się, że przez nią nie przebrniecie, to obejrzyjcie
film, który mam nadzieję będzie bardziej przystępny.
źródła: fdb.pl, narcyza-i-lucjusz-learn-to-love-again.blogspot.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz