Pewnie wielu z Was, doskonale
jeszcze, pamięta swoje początki z konsolą. Ten bunt wobec pada, gloryfikowanie
myszki i kompletny brak synchronizacji ruchu z kamerą. U mnie oczywiście
wyglądało to tak samo. Nie obyło się również bez zarzekania jakoby to „NIGDY
TEGO NIE POLUBIĘ!” – tsya…
Dziś mam w domu ps3 i okazjonalnie
(czyli co dwa tygodnie) przytulam ją do ps4 partnera – tak co by od czasu do
czasu miały towarzystwo. Do pada przyzwyczaiłam się w pełni, a w Wiedźmina nie
wyobrażam sobie grać na niskim poziomie trudności. Jakoś poszło, co? No, to
teraz czas na prawdziwy hardcore – konsolę przejmują rodzice.
Było to dwa…
może trzy tygodnie temu. Akurat grałam na ps4 kiedy do domu zawitał ojciec.
Jednym okiem zerkną, drugim… aż w końcu padło „mógłbym sobie później pożyczyć
ps3? Bo tam… ten… widziałem kiedyś, że coś… strzelałaś sobie” – „jasne, czemu
nie”.
Cytowane „później”,
jak się okazało, nastąpiło w ciągu dwóch minut. Buty ledwo zdążył zdjąć a już
szczęśliwy tulił konsolę w drodze do pokoju. Zawsze lubił grać, podobnie
zresztą jak mama, to i zadowolony był, że w końcu coś sobie pomorduje. Ale
zaraz, zaraz… a co to za trójkącik? I tu zaczęły się schody.
O ile my,
młodzi, zdolni, piękni czasem też, świetnie radzimy sobie z nowymi
technologiami, o tyle ojczulek mój poczuł się jak dziecko we mgle. Z dobrą
godzinę spędziliśmy wraz z partnerem na tłumaczeniu mu każdego najdrobniejszego
guziczka. Zapominał ich oczywiście i tłumaczyć trzeba było znowu – „nie, nie
ten trójkąt. Ten zielony! Z prawej!”.
Ustawiliśmy
jednak najniższy poziom trudności i jakoś zaczęło iść. Wprawdzie śmierć goniła
śmierć, a obozowiska w FarCry’u nadal były nieprzejęte – lecz radość z gry
nieopisana. I tu, muszę przyznać, byłam pod wrażeniem. My, dobrze radzący sobie
z padem gracze, możemy tylko pozazdrościć mu cierpliwości. Przy żadnym zgodnie
nie drgnęła mu ani powieka. Podczas gdy ja już dawno rzuciłabym konsolą przez
okno, on powtarzał misje po 40 razy – wyczyn!
Ale to nie
koniec - za pada zabrała się i mama! Na tapetę poszło Alice Madness Returns,
które jak wiemy, opanowania pada względnie wymaga. Tutaj jeden skok, tam drugi…
a tu najlepiej skacz, dash’uj, wiruj i nie zapomnij o przeciwnikach. Tak – to było
niesamowicie zabawne. Nie było jednak tak śmieszne jak konflikt na płaszczyźnie
ojciec – mama. To swoiste prześciganie się kto lepiej poradzi sobie w grze.
Najpierw mama uparła się na wyższy poziom trudności, później ojciec śmiał, że
potrzebuje mojej pomocy, a na koniec słyszał, że nie jest w tym osamotniona.
Jednym słowem – nudy w domu nie brakowało. Pies tylko jakiś nieswój był.
Dziś jednak
idzie im już lepiej, a ja muszę przyznać, że był to naprawdę pozytywny czas.
Ojciec właśnie robi kolejne podejście do misji, a mama – z powodu przejętej
konsoli – relaksuje się w minecrafcie. Sama siadam zaraz do Wiedźmaka, a Was zachęcam
do zapoznania z grami Waszych rodziców :)!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz