piątek, 12 czerwca 2015

Krew, pot i łzy - rodzice przejmują pada!

Pewnie wielu z Was, doskonale jeszcze, pamięta swoje początki z konsolą. Ten bunt wobec pada, gloryfikowanie myszki i kompletny brak synchronizacji ruchu z kamerą. U mnie oczywiście wyglądało to tak samo. Nie obyło się również bez zarzekania jakoby to „NIGDY TEGO NIE POLUBIĘ!” – tsya…

            Dziś mam w domu ps3 i okazjonalnie (czyli co dwa tygodnie) przytulam ją do ps4 partnera – tak co by od czasu do czasu miały towarzystwo. Do pada przyzwyczaiłam się w pełni, a w Wiedźmina nie wyobrażam sobie grać na niskim poziomie trudności. Jakoś poszło, co? No, to teraz czas na prawdziwy hardcore – konsolę przejmują rodzice.

            Było to dwa… może trzy tygodnie temu. Akurat grałam na ps4 kiedy do domu zawitał ojciec. Jednym okiem zerkną, drugim… aż w końcu padło „mógłbym sobie później pożyczyć ps3? Bo tam… ten… widziałem kiedyś, że coś… strzelałaś sobie” – „jasne, czemu nie”.

            Cytowane „później”, jak się okazało, nastąpiło w ciągu dwóch minut. Buty ledwo zdążył zdjąć a już szczęśliwy tulił konsolę w drodze do pokoju. Zawsze lubił grać, podobnie zresztą jak mama, to i zadowolony był, że w końcu coś sobie pomorduje. Ale zaraz, zaraz… a co to za trójkącik? I tu zaczęły się schody.

            O ile my, młodzi, zdolni, piękni czasem też, świetnie radzimy sobie z nowymi technologiami, o tyle ojczulek mój poczuł się jak dziecko we mgle. Z dobrą godzinę spędziliśmy wraz z partnerem na tłumaczeniu mu każdego najdrobniejszego guziczka. Zapominał ich oczywiście i tłumaczyć trzeba było znowu – „nie, nie ten trójkąt. Ten zielony! Z prawej!”.


            Ustawiliśmy jednak najniższy poziom trudności i jakoś zaczęło iść. Wprawdzie śmierć goniła śmierć, a obozowiska w FarCry’u nadal były nieprzejęte – lecz radość z gry nieopisana. I tu, muszę przyznać, byłam pod wrażeniem. My, dobrze radzący sobie z padem gracze, możemy tylko pozazdrościć mu cierpliwości. Przy żadnym zgodnie nie drgnęła mu ani powieka. Podczas gdy ja już dawno rzuciłabym konsolą przez okno, on powtarzał misje po 40 razy – wyczyn!

            Ale to nie koniec - za pada zabrała się i mama! Na tapetę poszło Alice Madness Returns, które jak wiemy, opanowania pada względnie wymaga. Tutaj jeden skok, tam drugi… a tu najlepiej skacz, dash’uj, wiruj i nie zapomnij o przeciwnikach. Tak – to było niesamowicie zabawne. Nie było jednak tak śmieszne jak konflikt na płaszczyźnie ojciec – mama. To swoiste prześciganie się kto lepiej poradzi sobie w grze. Najpierw mama uparła się na wyższy poziom trudności, później ojciec śmiał, że potrzebuje mojej pomocy, a na koniec słyszał, że nie jest w tym osamotniona. Jednym słowem – nudy w domu nie brakowało. Pies tylko jakiś nieswój był.


            Dziś jednak idzie im już lepiej, a ja muszę przyznać, że był to naprawdę pozytywny czas. Ojciec właśnie robi kolejne podejście do misji, a mama – z powodu przejętej konsoli – relaksuje się w minecrafcie. Sama siadam zaraz do Wiedźmaka, a Was zachęcam do zapoznania z grami Waszych rodziców :)!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz