środa, 10 czerwca 2015

Matko moja!

Nie za bardzo lubię komedie romantyczne, cała ich otoczka mnie denerwuje. Ta nierealność.
Za to lubię musicale, Moim ulubiony jest film "Hair" Milosa Formana, ale nie o tym arcydziele kina chciałbym dzisiaj napisać. Chcę za to opowiedzieć Wam o filmie "Mamma mia!".
 Jest to połączenie czegoś, co za bardzo do mnie nie trafia (komedii romantycznej) i musicalu, czyli czegoś, co uważam za świetną formę rozrywki.



Jak to wszystko wyszło? Uprzedzając trochę fakty, powiem, że moim zdaniem znakomicie!
W filmie jest naprawdę sporo zabawnych gagów, gagów, przy których chce się szczerze śmiać, nie tak jak w przypadku większości komedii romantycznych.
Wielką zaletą tego filmu są też widoki, plan osadzony na greckiej wyspie zagwarantował twórcą niesamowite krajobrazy. Ten film jest po prostu ładny. Przyjemnie się na to patrzy. Zdecydowanie cieszy oko!
Świetna jest też obsada. W roli głównej występuje niezniszczalna Meryl Streep, a partnerują jej, jak zwykle nieco flegmatyczny Colin Firth, a także typ maczo Pierce Brosnan.
No i te piosenki Abby, które wszyscy kojarzą! Po prostu trzeba tupnąć nóżką :)
Jedyne dwie rzeczy, do których mógłbym się przyczepić, to nieco "drewniana", oklepana fabuła, no i Pierce Brosnan, który może i jak na swój wiek wygląda świetnie, ale wokalistą jest mocno średnim.
Jednak w obliczu pozytywnego wrażenia jakie sprawia film, jako całość, te dwa niedociągnięcia, zdają się nie mieć aż tak dużego znaczenia.


A Wy, jak oceniacie umiejętności wokalne Pierce'a Brosnana? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz