Film
o najlepszym snajperze w historii armii Stanów Zjednoczonych po prostu musiał
powstać. Biografia takiego człowieka interesuje na pewno wielu. Jak widać, mnie
również zainteresowała. Co do życia Chrisa Kyle'a nie wątpię, że było
niezmiernie trudne i zajmujące , jednak o samym filmie, na jego podstawie, nie
powiem tego samego. Być może moje przyzwyczajenie do filmów wojennych kazało spodziewać
się szybkiej akcji, wysokiego napięcia i braku tchu w piersiach. Film oczywiście
nie jest zły tylko inny – neutralny. Możliwe, że prostota jest jego największym
atutem.
Reżyseria Clinta Eastwooda w tej propozycji bardzo
zastanawia. Z jednej strony dobra fabuła, z drugiej niespodziewany sposób jej
ukazania. Snajper to opowieść o patriocie, który dla ojczyzny jest gotów
poświęcić wszystko. Podczas czterech zmian swojej służby na misji w Iraku,
Pentagon potwierdził 160 jego ofiar (jednak mówi się nawet o 255 celach – bo
tak nazywał Kyle tych, którym posłał kulę). Postawa Chrisa Kyle’a stanowi wzór
dla wszystkich żołnierzy amerykańskich. Poczciwy kowboj z Teksasu, staję się bohaterem
ojczyzny. Jego wytrwałość, determinacja i chęć powrotu na pole bitwy budzi respekt.
Treść idealna na kolejny mocny hit z akcją i napięciem. Eastwood zmierza w
innym kierunku. Skupia się na szczegółach – wyrazie twarzy bohatera, pracy
snajpera, okrucieństwie wojny, rozterkach rodziny. Początek jest wciągający,
jednak mimo wielu scen batalistycznych temperatura nie podnosi się. A są w filmie
przecież i zasadzki, i burza piaskowa, krwawe walki. Film jest patetyczny,
monotonny, pełen pesymizmu i goryczy. Brakuje w nim przysłowiowego pazura i
atmosfery, która przykuwałaby odbiorcę do ekranu na dłuższy czas. Moją uwagę
przyciągnęły jedynie sceny wahania się Snajpera – czy strzelić do dziecka czy
też nie. Bo z jednej strony to dziecko może nie jest niczemu winne a z drugiej
być może zagraża żołnierzom USA. Jak wybrnął z tego bohater… może zobaczcie
sami. O ile rola, którą zagrał Bradley Cooper według mnie zasługuje na
docenienie, tak cały film nie koniecznie...
Ekranizację można
obejrzeć, ale za pewne nie wniesie do waszego życia zbyt wiele nowego. Proste
przedstawienie faktów, bez koloryzowania. Wojna, snajper, śmierć, rodzina, kropka.
Film nie wyróżnia się niczym w swoim gatunku. Przyciąga natomiast fakt, że jest
na podstawie prawdziwych wydarzeń i relacji samego Chrisa, zawarte w wydanej
przez niego książce. Doceniam jego poświęcenie i profesjonalizm. Zawsze
ciekawią mnie filmy oparte na faktach. No… może oprócz horrorów.
Zainteresowanym życiem najskuteczniejszego snajpera w historii sił zbrojnych
Stanów Zjednoczonych polecam tę odsłonę. Jednak fan filmów wojennych może być nim zawiedziony. Wybór należy do Ciebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz