czwartek, 30 kwietnia 2015

Oryginalnie i dziwnie



Ponoć do świata Andersona niejeden chętnie by się przeniósł… Do Andersena to rozumiem ale Andersona? Przyznaję, że wcześniej nie znałam tego reżysera choć teraz pewnie sama chętnie zamieniłabym świat Andersena w Andersona. Nie ulega wątpliwości, że jest coś ujmującego w stylistyce, którą proponuje, bo "Grand Budapest Hotel" działa nie tylko na zmysły, ale i na wyobraźnię.

             
                Historia tytułowej placówki i jej pracowników, gdzie głównym konfliktem jest prawo do dziedzictwa obrazu starszej bogatej kobiety. Konkurentów jest dwóch: Gustaw H. – hotelowy dozorca oraz Dmitri - syn i główny spadkobierca kobiety. Wszystko okraszone zabawnymi dialogami, losami bohaterów, inteligentnym przebiegiem zdarzeń, a nawet scenami wprost z filmu akcji. Zabawnie jest nawet wtedy, kiedy powinno być nam szczerze przykro – niebywałe.  Nie brakuje tu też romansu oraz horroru. Istny majstersztyk w dodatku z genialnymi zdjęciami. Nasycone czerwieniom obrazy, nietypowe ujęcia. Niebyła bym sobą gdybym nie wspomniała o muzyce. A tym bardziej o muzyce Alekandre’a Desplat. Miał jedną genialną kompozycję w „Zmierzchu” ale to „Dziewczyna z perłą” przyniosła mu sukces.  Współpraca z Wesem Andersonem przypieczętował Oskarem. Nic dziwnego. Muzyka doskonale współgra z filmem, a nawet go uzupełnia. 
              „Grand Budapest Hotel” to film dający mnóstwo rozrywki. Tutaj absurd goni za absurdem, niesamowicie zabawny i nietypowy.  Nie zaprzeczę żadnej uzyskanej przez niego nagrodzie. Docenić należy zdjęcia i grę aktorską, inteligentny humor i tło muzyczne . Gorąco polecam, jeśli ktoś lubi surrealistyczną zabawę, zapraszam do małego państewka o wdzięcznej nazwie Żubrówka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz