Za większego lub mniejszego młodu miałem do czynienia z grami takimi jak Baldur's Gate, Fallout, czy Planescape: Torment. Kto grał i pamięta ten pewnie już wie, za czym tęsknię.
Ściany tekstu, opisującego świat wokoło, długie rozmowy, dziesiątki opcji dialogowych, zamiast kółeczka dobra-neutralna-zła odpowiedź, karty postaci podobne do tych używanych w papierowych grach tego typu i masy, masy statystyk. Te gry można było przechodzić od nowa dziesiątki razy i dalej odnajdywać coś nowego. Chciałbym przesadzać, ale mojego osobistego ulubieńca, Fallouta 2, ukończyłem do tej pory z 10 razy- chociażby po to, żeby pograć postacią z inteligencją 1 a charyzmą 10 (gdzie jak się domyślacie 1 to totalne dno, a dyszka oznacza absolutne bóstwo w danej dziedzinie) i patrzeć, jak swoim dzikim pohukiwaniem kompletuje drużynę i pokonuje wielkie zło, przy okazji będąc najbardziej urodziwym dzikusem na pustkowiu. Swoją drogą na przykładzie Fallouta 2 mogę wytłumaczyć większość tego, co nie gra w dzisiejszym gatunku erpegie.
Mogłeś być każdym-od kreacji postaci i określania punktowo jej wieku, charyzmy, inteligencji, siły i tak dalej, po jej ,,perki", czyli umejętności, typu jesteś większy i mocniej walisz w mordę, ale z racji swojej postury wolniej się poruszasz. Wybierałeś główne biegłości swojej postaci,określałeś,czy chcesz mieć 75% szans trafień bronią palną,w zamian za to, że będziesz miał tylko 35% w rozbrajaniu pułapek itp i po godzinie mogłeś zaczynać.
Chciałeś charyzmatycznego i inteligentnego dryblasa, który był tak pechowy, że w każdej walce trafia go rykoszet z własnej broni? A może całkowitego idiotę, który potrafi tylko sklecić ,,Moja lubić Twoja!", ale za to otworzy każdy zamek i jest najzręczniejszym drabem na świecie? Co tylko wymyśliłeś, mogłeś przywołać do życia, bo dobór statystyk pozwalał niemal na wszystko. A potem dochodził świat, setki tysięcy linii dialogowych, dowcipów, lokacji, postaci, sprzętu, zadania znajdowałeś gadając z ludźmi, a nie widząc znak ,, ! " na mapie. Grając postacią zrobioną na serio,z dość wysoką inteligencją i charyzmą, nie było rozmowy,w której nie mogłem wybrać opcji dialogowej zgodnej z moim charakterem. No i dochodziły osiągnięcia karmiczne, czyli co o Tobie słychać w świecie. Mogłeś być bokserem.Albo aktorem porno (jeżeli miałeś odpowiednio wysoką zręczność, to nie żart) . Mogłeś mieć żonę. A mogłeś żony nie mieć (na przykład sprzedając ją w niewolę). Po miastach biegały dzieci, a jeżeli jakieś miało czelność się z Ciebie nabijać, gdy grałeś wielkim złym, mogłeś zasunąć dzieciakowi z sierpowego, albo zastrzelić ( to,co myśleli po tym o Tobie mieszkańcy danej społeczności, to inna sprawa). Obecny był hazard, a postać mogła się uzależnić od używek albo leków. Wolność i złożoność , wszystko za co kocham stare RPG.
,,Dobra koleś, łapię, lubisz Fallouta, ale o co Ci właściwie chodzi?" Ano o to,że pierwszy raz od czasu tamtych gier, miałem ostatnio okazję zagrać w nową produkcję, która okazała się takim ,,starym dobrym" role playem(Po drodze był jeszcze Wasteland 2, ale o rany, jak ta gra ssała w moim przeświadczeniu-gdy w nią grałem, płakałem nad zmarnowanym potencjałem).
Studio Obsidian Entertainment, które wcześniej brało udział w produkcji Neverwinter Nights 2, czy Fallouta:New Vegas, postanowiło, że zrobi pierwszą grę jako samodzielne studio. W modny zachodni sposób postawili zbiórkę na Kickstarterze, w której ludzie pozbawieni w równym stopniu co ja kontaktu z rzeczywistością na rzecz biegania po wirtualnych światach i rozwiązywania cudzych problemów, z ochotą oddali im prawie 4 miliony dolarów na grę, która miała przywrócić gatunkowi dawną głębię. Przeczytałem o tym kiedyś, powiedziałem pod nosem ,,ta,jasne" i zapomniałem o tym, aż do niedawna.
Ludzie w internecie od pewnego czasu po prostu padają na kolana przed ich dziełem, zatytułowanym
Pillars of Eternity. Zapaliło to we mnie nikły płomyk nadziei, więc wysupłałem dla Gabena i jego parnej platformy trochę grosza i kupiłem to cacko. I jezusmaria jakie to dobre.
Tworzenie postaci, z wybieraniem jej pochodzenia, statystyk, profesji, biegłości, wyglądu, czy rasy? Jest. Świat opisany całą masą tekstu, przez co musisz robić czasem kilkuminutowe przerwy, by przeczytać cały opis postaci którą spotykasz, tego co do Ciebie mówi i wybrania właściwej dla siebie odpowiedzi. Jest? No jest. Rozwój jest, skomplikowany system, oparty o ten z planszowego D&D, w którym gra wylicza na bieżąco pierdylion statystyk, i tego jak Twoja umiejętność +3 do odporności i rasowa premia +1 do ataku, w połączeniu ze statystykami broni i pancerza Twojego i przeciwnika, wpłynie na jakość uderzenia, potem rzuci wirtualnymi K20, by sprawdzić, czy masz szansę na krytyki-też jest. Poziom trudności, przez który nawet na łatwym dostaję łomot, bo na modłę nowoczesnych gier tego typu wierzę, że w pierwszym mieście do którego przyjdę, każdy będzie mi równy i będę szychą dzielnicy, co okazuje się być bardzo odległe od prawdy, również jest obecne.
Plus fabuła, będąca klasycznym fantasy, gdzie nasz bohater był sobie nikim (no, o tym jakim nikim i co robił wcześniej decydujemy przy tworzeniu postaci) i nagle łup, dzieje się coś co sprawia, że stajemy się jedyną nadzieją świata, który akurat teraz musi się sypać na łeb wszystkim dookoła, ale będąca na tyle zajmującą, że nie korzysta bardzo ze schematów, przez co jeszcze ani razu nie trafiłem jak to zwykle bywa, kto zginie, albo co się stanie za 5 minut. No i wszyscy ludzie (eh,humanoidy?), którzy wylądują w Twojej drużynie, mają charakter, nie na Masefektowej zasadzie ,,przyjdź do mnie do pokoju na statku, popłaczę trochę, a potem wybierzesz czy mi pomożesz, czy nie i przez to nie będziemy się lubić/będziemy się lubić i umrę na końcu/nie umrę na końcu". Twoje wesołe przydupasy na bieżąco komentują wspólne poczynania i często mają odmienne zdanie na każdy temat. Jeżeli im coś obiecasz i tylko dlatego poszli z Tobą, a będziesz robił wszystko inne, to stwierdzą że idą szukać tego samemu, a warto o nich dbać,bo po pierwsze samemu zginiesz marnie,a po drugie ogólnie są bardzo uroczą bandą - macie tutaj na przykład bardzo dostojnego maga, w którym w wyniku pewnego wypadku mieszka dusza bardzo frywolnej wiejskiej dziewuchy. I czasami dochodzi do głosu.
Gra jest tym czego chciałem, dopuszcza wydarzenia, które w normalnym erpegu sprowadzałyby się do wyboru między A albo B,a tutaj dopuszczają opcję C lub D (jest bardzo zły hrabia, ale ma powody do bycia złym jak się potem okazuje,jest też bardzo dobry nie-hrabia rebeliant, chcący ,,dla dobra ludu" zająć tron dzielnicowy dla siebie. Normalnie trzeba byłoby wybrać stronę. Tutaj zabiłem ich obu i zostawiłem wieśniaków bez żadnego władcy, bo obaj byli idiotami w moim przekonaniu), jest całkiem ładna, bo z tego co wiem, hula na silniku Unity, czyli nie jest źle. Są towarzysze, są masy questów, są przygody i smoki i wszystko co tam sobie chcecie od świata fantasy. Nieco bolą rozmiary lokacji, które nie imponują, a AI przeciwników da się czasem okantować ( typu jakiś przywołany szkielet w wyniku tego,że boss rzucał na niego zaklęcie strachu, biegał w kółko, a boss biegał za nim, więc włączyłem muzykę z Benny Hilla i wytłukłem głupiutkiego biedaka z daleka czarami i łukiem, bo gonił go hardo aż do końca. )
Aha i możecie mieć kota-zombie.
Kota zombie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz