Nieczęsto zdarza się,
by główny bohater filmu jednocześnie był najmniej wyrazistą postacią w biegu
przedstawionych zdarzeń. „Dzikie pszczoły” w reżyserii Bohdana Slana są
wyjątkowe pod tym względem i dlatego, że są niezwyczajnie zwyczajne.
Rzecz dzieje się w
zapyziałej czeskiej wiosce, gdzie bezrobocie i ogólny marazm równa się temu na
wschodzie Polski. Ludzie imają się różnych sposobów, by nadać swojemu życiu
trochę koloru. Tato głównego bohatera jest domorosłym i samozwańczym filozofem.
Babka umiarkowaną hazardzistką, która rozstawia wszystkich po kątach. Kaja pracuje
u leśniczego (nałogowo zdradzającego żonę), którego pracowniczki uzależnione są
od dużych ilości alkoholu. Dziewczyna (Bożka), w której podkochuje się Kaja
tylko w jednym jest do niego podobna – tak samo zagubiona i niewyraźna. W przeciwieństwie
do głównego bohatera zdaje się być „niegrzeczną” osobą. Jej aktualny chłopak o
imieniu Lada to lokalny sobowtór Michaela Jacksona. Jeździ na starym motorku i
gwiazdorzy w każdym calu, śmiesznie przy tym wyglądając. Matka Bożki, co by tu
dużo nie mówić, ma dość ciężką urodę ale za to lekkie obyczaje.
Pewnego dnia do wsi
przyjeżdża brat Kaja – Petr. Dwa lata wcześniej wyjechał do Pragi, by robić tam
karierę. Nie wiadomo w jakiej branży. Wiadomo, że w rodzinnej miejscowości
zostawił miłość – Janę, która wyszła w tym czasie za beznadziejnego
hazardzistę. I ma dziecko. Ale nie wiadomo z kim.
Tak prezentuje się
scena, na której miejsce mają całkiem zwyczajne wydarzenia i przepychanki
między bohaterami. Niczym w filmie „Pali się, moja panno”, we wsi organizowany
jest bal strażaka, który staje się momentem zwrotnym w całej historii.
Film rozpoczyna
ujęciem, pokazującym puste tory a kończy w tym samym miejscu, jednak na tory
wjeżdża pociąg. Scena ta być może jest symbolem tego, że nie sposób walczyć ze
swoim losem, ponieważ to jest bezsensu. Próbując osiągnąć szczęście na siłę,
będziemy tylko cierpieć z braku miłości. Poddajmy się biegu wydarzeń i żyjmy
zwracając uwagę na ludzi wokół nas, a wtedy los pchnie nas na właściwe tory. Te,
na których w końcu będziemy szczęśliwi.
A przecież o to właśnie
się rozchodzi.
Krótko podsumowując,
film Bohdana Slana to manifest przeznaczenia i czerpania radości ze
wszystkiego, z czego da się ją czerpać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz