czwartek, 21 maja 2015

Cztery godziny z Wiedźminem...


18 maja, w rękach sklepikarzy, wylądował Wiedźmak. Dzień później, w dniu premiery, nastąpiło wielkie zakupowe szaleństwo. Tłumy tupały pod sklepami niczym młodzież wyczekująca niegdyś nowego Harrego Pottera.

Jeden z takich egzemplarzy trafił oczywiście w łapki mojego lubego. Cóż to było za święto! Cóż to była za radość! No i, cóż to za dowód miłości kiedy partner czeka z taką perełką na przyjazd do swej panny! Ale pocierpiał tylko dwa dni, wzdychając do pudełka, aż dopełniło się w końcu jego szczęście. Konsola zassała płytę, a gra rozbrzmiała Percivalem.

Teraz, kiedy jestem już po prawie czterogodzinnym maratonie z Wiedźminem, podzielić mogę się kilkoma spostrzeżeniami. Obserwacje te są zarówno pozytywne jak i negatywne – jakżeby inaczej.

Na początek może słowem o grafice (choć podkreślam, iż bazuję na wersji z PS4). Przede wszystkim muszę powiedzieć, że komplet elementów składających się na oprawę wizualną jest diabelnie nierówny. Z jednej strony gra dostarcza nam niesamowitego oświetlenia, pięknych widoków czy chociażby szczegółowych obiektów (zdobienie talerzy i temu podobne), z drugiej raczy nas płaskimi teksturami (chociażby liści), czy wręcz rozpixelowania przy niektórych zbliżeniach (na przykład budynku). Inna inszość, że grafice nie pomaga mój telewizor. Nie dość, że nie jest jakichś wielkich rozmiarów to jeszcze kolory przekłamuje :(


W praktyce, nie ma co się jednak oszukiwać, gra dostarcza na tyle przyjemnej rozgrywki, iż wszystko to schodzi na boczny plan. Człowiek dużo bardziej skupia się na eksploracji  i podziwianiu widoków. Już od pierwszego opuszczenia wioski zostałam totalnie ujęta przez zgliszcza ceglanych budynków. To co jednak najbardziej przyczynia się do odwrócenia uwagi od wad jest klimat. O ile początkowo budowany jest przez filmiki, o tyle w następnej części gry przekonują nas… misje poboczne! To akurat zaskoczyło mnie najbardziej, bowiem producenci gier przyzwyczaili nas do „zabij, zlootuj, pozamiataj”. Tym razem misje poboczne są naprawdę ciekawymi, małymi historiami, które pozwalają nam na lepsze zagłębienie się w świat.


A jeżeli o uniwersum mowa… kurczę, użyte w grze dialogi są naprawdę dobrze przemyślane. Nie dość, że wielokrotnie zabawne (i to w ten inteligentny, nienachlany sposób) to jeszcze okraszone starodawnymi wyrazami. Świetnie się je czyta! Czyta, bo ze słuchaniem już trochę gorzej… Może tutaj rzeczywiście jest to już czepialstwo, ale parę razy dubbing naprawdę nie pasował do zaprojektowanych postaci.

Na plus natomiast uznaję rozwiązania… nazwijmy to detektywistyczne. Gerald nie tylko może podążać za śladami, ale i realnie badać pewne poszlaki czy poszpanować wiedzą o potworach. Dla mnie, jako wielkiej fanki tego typu gier, to niesamowita zabawa.

Świetną rozrywką jest tu także crafting. Przyznać się bowiem muszę, że nie ma dla mnie nic piękniejszego nic zbieractwo i złodziejstwo. Jakbym mogła, z pewnością opróżniłabym choćby najmniejszą chatkę. Kiedy dodatkowo loot ten da się wykorzystać sensownie – nic mi więcej nie potrzeba. Do tego, skoro już o ekwipunkowych rzeczach mowa, pochwalić muszę interfejs. Posiadam, dosłownie, alergię na te wszelakie hud'y, które stylizuje się na starsze produkcje. Ja rozumiem, że one są równie trudne, więc i chcą je przypominać, ale na litość boru, to wygląda paskudnie! Dlatego też chwała Wiedźmakowi, że pamięta o w którym wieku żyjemy. Wprawdzie schrzanili troszkę kwestie sortowania przedmiotów, ale... naprawdę - wybaczam to bez cienia wątpliwości.



Gorzej natomiast wypada main plot. Wprawdzie na razie minęło raptem kilka godzin, lecz przeczytane dotychczas recenzje nie zapowiadają aby odczucia miały się tu zmienić. Brakuje w nim swoistej tajemniczości – czegoś co realnie potrafiłoby zainteresować. Tymczasem lądujemy od lokacji do lokacji próbując dowiedzieć się czegoś, co właściwie wiele nie wyjaśnia, a oczywiście kosztuje nas wiele pracy.

Na zakończenie mogę jednak podać, że siedzę podekscytowana jak małe dziecko i nawet na czas pisania kazałam partnerowi kontynuować rozgrywkę. Wiedźmak to w końcu Wiedźmak – nie da się go nie kochać! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz