wtorek, 12 maja 2015

W to mi graj

„To jest koncert! Słuchajcie, a nikomu nie wydarzy się krzywda!” - krzyczy Sanny, liderka grupy zamaskowanych muzyków, którzy szturmem przejmują szwedzki bank. Symfonia na dwie pieczątki i maszynę niszczącą pieniądze, to pierwsza z czterech nietypowych kompozycji, jakimi banda sieje spustoszenie w mieście i burzy spokój drepczącego im po piętach policjanta – Amadeusza. 


„Sound of noise” to kontynuacja projektu z 2001 roku „Muzyka na jeden lokal i sześć perkusji”, w którym ci sami artyści bawili się koncepcją tworzenia dźwięków za pomocą łyżek, kubków, suszaki innych elementów wyposażenia wnętrz, które znajdowały się w zasięgu wzroku. Ola Simonsson i Johannes Stjärne Nilsson zainspirowani formą postanowili stworzyć wersję wielkoekranową. 




Czarnym charakterem w filmie jest Amadeusz – przygłuchy policjant, którego nienawiśc do wszelkiego rodzaju muzyki sięga dzieciństwa i narasta z każdym przeżytym dniem. Urodzony w rodzinie wybitnych muzyków (brat znany kompozytor, matka pianistka, ojciec dyrygent) nie odziedziczył ani krzty talentu, co odbiło się traumą na całym jego życiu. Na koncerty wkłada zatyczki do uszu, a spotkania rodzinne traktuje jak zło konieczne. Dlatego złapanie i ukaranie szaleńców burzących spokój i jego miłość do ciszy staje się nadrzędnym celem Amadeusza.

Całość zrealizowana jest bardzo dynamicznie i z dużą dbałością o szczegóły. Klasyczny schemat scenariuszy kryminalnych (złoczyńcy, policjanci) przedstawiony został w zupełnie nowej, świeżej odsłonie. Surrealizm w filmie przeplata się ze spora dawką humoru sytuacyjnego w mało nachalnej formie. Muzyka towarzyszy nam w prawie każdej sekundzie filmu, a „instrumenty”, z których jest wydobywana zaskoczą chyba każdego. Uczta dla oka i ucha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz