Obiecałem sobie, że mój
następny wpis nie będzie dotyczył czeskiego kina. Ale jednak będzie. I nie
tylko ten… Najbardziej chce się pisać o czymś niesamowitym, wypływającym z dobrze wszystkim znanych ram. Przewidywalnie zły, lub jeszcze gorzej - przewidywalnie
dobry film, nie dostarcza zbyt wielu emocji, które z jako takim powodzeniem mógłbym
przelać na białe karty w edytorze tekstowym. Mówiąc krótko, czeskie kino jest niesamowite. Inne. I trudno temu zaprzeczyć.
Na pierwszy rzut oka,
film stricte dokumentalny. Wraz z rozwojem fabuły zaczyna wkradać się lekki
absurd, trochę przerysowane sytuacje i… Nagle stwierdzasz, że coś tu nie gra. To na pewno jest dokument?
Gdybym za pierwszym
razem oglądał „Rok diabła” od początku, pewnie domyśliłbym się, że nie. Jednak
dziwnym trafem swoją przygodę z tym filmem rozpocząłem od piątej minuty. Przez
następne trzydzieści trwałem w błędnym przekonaniu, że oglądam bardzo dobry,
czeski dokument, niewiarygodnie zabarwiony humorem.
Później zmieniłem swój pogląd na obraz reżyserowany przez Petra Zelenkę.
„Roku diabła” określany
jest mianem fabularyzowanego dokumentu lub filmu stylizowanego na dokument.
Głównym bohaterem i aktorem jest słynny czeski bard - Jaromir Nohavica. Tak,
piosenkarz gra samego siebie. Zresztą jest to domena większości postaci
występujących w tym filmie. Obraz opowiada fikcyjne losy prawdziwych muzyków,
poprzeplatane z autentycznymi sytuacjami i motywami z ich życia.
Szybki opis. Nohavica
ma problem alkoholowy. Dzięki swojemu przyjacielowi, Karelowi Plihalowi, trafia
do ośrodka, w którym walczą z tą chorobą. Tam poznaje Jana Prenta,
holenderskiego dokumentalistę, odwiedzającego Czechy w celu nakręcenia film o
tutejszych alkoholikach.
W tym czasie zdarza się
rzecz przedziwna. Karel Plihal milknie. Nie wydaje z siebie ani słowa i trwa to
niesłychanie długo. W końcu mówi tylko, że chciałby by Nohavica zaczął grać z
folkowym zespołem Cehomor. Ten spełnia jego życzenie.
I wtedy zaczynają się dziać bardzo dziwne rzeczy.
Czym jest film Petra
Zelenki? Mam o nim trzy zdania. Po pierwsze, jest eksperymentem. Niezwykłą
zabawą konwencjami i zmyślonymi faktami, które łączą się w spójny ciąg zdarzeń. Po drugie, to przeniesienie na ekran, tego co kryje się
pod tekstami Jaromira Nohavicy. Aby wiedzieć o czym mowa, trzeba go posłuchać
(naprawdę warto!). I ostatnie – „Rok diabła”, to wspaniałą szkoła czystego
absurdu! Do tego zestawienia, można byłoby dodać poważny problem, jakim jest alkoholizm i walka, toczona z nim każdego dnia.
Połączenie czeskich
krajobrazów z muzyką Jaromira Nohavicy i przedziwnymi losami bohaterów tworzy
obraz magicznie przyciągający. Zresztą w filmie, muzyka Jarka przywołuje byty
astralne, objawiające się pod postacią… Bez spojlerów.
Bohaterowie zaczynają bać się utworów, które wykonują...
Podsumujmy. Technicznie,
film stoi na bardzo dobrym poziomie. Podczas oglądania, widz nie czuje się
widzem, tylko uczestnikiem zdarzeń. Naturalności dodają amatorscy aktorzy,
odgrywający role samych siebie. Obraz absurdalnie wciąga i urzeka we wszystkim.
Należy do grona tych, które mają swoich zagorzałych fanów albo stanowczych
hejterów. Obejrzyjcie. I stańcie po
jednej ze stron.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz